Serial "Bodo" hitem TVP?

06/03/2016 

Sądząc po reakcji publiczności podczas kinowej prapremiery pierwszego odcinka – wiele wskazuje, że jednak będzie to hit. Aktorzy – Antek Królikowski, Dariusz Kordek, Anna Pijanowska zdradzili nam swoje spostrzeżenia dotyczące pracy nad serialem, którego emisję właśnie rozpoczyna telewizja. Długo oczekiwany serial „Bodo”, to biografia najsłynniejszego polskiego amanta i aktora okresu międzywojennego. Widzowie będą poznawać losy Eugeniusza Bodo przez trzynaście tygodni.

antek_krolikowski_bodo 

Antek Królikowski (jako Bodo młodszy)

- Jak pierwsze reakcje po projekcji?

- Bardzo się cieszę, że pierwszy odcinek mogłem obejrzeć w łódzkim kinie. Kocham to miasto. W Łodzi się urodziłem, w Łodzi też kręciliśmy ten serial, no i nasz bohater pochodzi z Łodzi. Wbrew temu co mówią niektórzy, uważam że to świetnie rozwijające się, piękne miasto. Bardzo się cieszę, że tu jestem. I jest mi miło, że tak licznie państwo przybyli na premierowy pokaz pierwszego odcinka. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego. Mimo iż drugi raz oglądałem ten odcinek, wkręciłem się w ten serial. Ciekaw jestem co będzie dalej.

- Jak wyglądała pańska droga do serialu?

- Jakieś pół roku przed rozpoczęciem zdjęć, reżyser Michał Kwieciński na spotkaniu związanym z filmem „Miasto ‘44”, w którym występowałem, powiedział słuchaj, będę robił serial o Eugeniuszu Bodo i to jesteś ty. Ty będziesz tam grał! Takie rozmowy słyszy się jednak często i czasem nic z tego nie wynika. Kilka miesięcy później dostałem telefon, że mam przyjść na casting i przygotować jakąś piosenkę z repertuaru Bodo. Do wyboru miałem kilka. Nauczyłem się więc piosenki „Baby, ach te baby”. Zaśpiewałem to jednak nie najlepiej. Niemniej na tyle dobrze, że uznano, że coś można jeszcze z tego ulepić. Dostałem rolę. Bardzo trudną, ale z której jestem dumny. I cieszę się, że mogłem wziąć udział w tym przedsięwzięciu. Z tym, że w serialu nasz Bodo zmieni się w pewnym momencie i od szóstego odcinka będzie go grał mój przyjaciel Tomek Schuchardt.

- A jak wyglądała praca nad rolą? Podobno nie mieliście dublerów?

- Co do moich przygotowań, to rzeczywiście spędziliśmy masę czasu w salach treningowych. Szczególnie ten step, który był zupełną nowością dla mnie, dla Tomka i większości aktorów. Pochłonął masę czasu. Do tego mieliśmy zajęcia wokalne. Uczyliśmy się taką metodą Space Repetition System z nauczycielami z Warszawy. Parę miesięcy trwały treningi wokalne, taneczne. Aktorów, którzy teoretycznie powinni umieć wszystko, trzeba było praktycznie nauczyć wszystkiego od nowa. Tańca z tamtych lat, śpiewania które obecnie nie jest popularne w polskim kinie. Pomagał nam w tym także Augustin Egurrola i cały sztab ludzi. Za co bardzo dziękujemy. Bez nich to wszystko by nie powstało. Nasza ciężka praca opłaciła się, bo na ekranie widać, że nikt za nas tego nie robi i że poświęciliśmy na to dużo czasu, zdrowia i potu. A jaki efekt, zobaczycie państwo na ekranie. Mogę jeszcze powiedzieć, że jeśli komuś się wydaje, że zna historię Eugeniusza Bodo to momentami będzie zaskoczony, zdumiony i zafascynowany tym, co reżyser Michał Kwieciński ze scenarzystami i operatorem przygotowali dla widzów.

- Czy rozpoczynając pracę na planie byliście przekonani o tym, że serial może odnieść duży sukces? Tym bardziej, że oczekiwania wobec serialu były duże, w dodatku podkręcane działaniami promocyjnymi. Recenzje z pierwszych wyświetleń dla dziennikarzy są bardzo optymistyczne.

- Gra w filmie jest jak granie w orła i reszkę. Podrzucasz monetę i nie wiesz, co z tego wyniknie. Dlatego, że to jest praca zespołowa i niewiele zależy od aktora. Jeżeli cokolwiek  od niego zależy, to warto przygotować się do tego jak najlepiej. I sądzę, że takim tokiem myślenia poszli wszyscy, którzy zagrali w tym serialu. Mieliśmy poczucie, że robimy coś wyjątkowego. Dlatego, że rozmach i ogrom tej produkcji uświadamiały nam, że nie robimy czegoś, co jest efemeryczne jak większość produkcji obecnych dziś w telewizji w naszym kraju. Robiliśmy serial, ale tak naprawdę to bardzo długi film, który wspomina ludzi, których już dzisiaj z nami nie ma, ale o których warto opowiadać. Dlatego, że pozostawili po sobie bardzo wiele wartości artystycznych, dóbr namacalnych takich jak filmy, piosenki. Dziś tych ludzi, jak powiedziałem już nie ma, ale kto ma o nich opowiadać, jak nie my i teraz. Mam więc takie poczucie, że artyści tamtego okresu zasługują by opowiedzieć o nich jak najprawdziwiej. Nie stawiając im pomnika, że byli tacy fantastyczni, ale opowiadając o nich ciepło. Ukazując, że byli ludźmi i mieli ciekawe historie życia. Na tyle ciekawe, że na ich kanwie może powstać serial, robiony metodą filmową. Wierzę, że ta niemal trzynastogodzinna opowieść przypadnie państwu do gustu.

- Na planie w Łodzi w czerwcu 2015 roku podkreślał pan, że Bodo w filmie jest dwóch – czyli młodszy i starszy. Młodszego gra pan. Starszego Tomasz Schuchardt. Jak przebiegała pomiędzy wami współpraca?

- Ta współpraca odbywała się poza kadrami. Jako że w odcinkach, w których grałem ja, nie grał Tomek. I na odwrót.  Ja skupiłem się więc na młodości Bodzia. I mam wrażenie, że ta opowieść o jego młodości to taka trochę autonomiczna historia, którą potem przejmuje Tomek i która już opowiada o czymś zupełnie innym. Bo moja historia to historia chłopaka, który ucieka z domu by zostać aktorem. Marzy o tym by zostać gwiazdą i być kochanym przez wszystkich. W momencie, w którym osiąga swój cel i staje się uznanym aktorem, tę działkę powierzono już Tomkowi. I to jest już zupełnie inna historia mimo, iż jest to ta sama postać.

serial_bodo_tvp

- Jeśli chodzi o aktorstwo Bodo, były na ten temat różne opinie – jedni go wychwalali, inni nawiązując do żartu Adolfa Dymszy twierdzili, że Bodo „gra do dupy”. Tworząc tę postać na ekranie musieliście uwzględniać te opinie.

- Sądzę, że zostałem obsadzony w tej roli także po trosze z tego powodu, że na temat mojego aktorstwa też są różne opnie, więc nie za bardzo się nimi przejmuję (śmiech). I myślę, że Bodo też się nimi nie przejmował. I tyle. (…) To były też czasy takiej bezczelności w sposobie bycia. Artyści korzystali z życia pełnymi garściami. Te czasy dwudziestolecia międzywojennego były czasami wolności, otwartości. I cieszę się, że chociaż przez chwilę mogłem znaleźć się w tamtej epoce, chociażby za sprawą serialu.

- Która ze scen serialu zapadła panu w pamięć najbardziej?  

- Kolega Adam Fidusiewicz, który gra Hansa i rywala do serca mojej ukochanej Ady, tak bardzo wczuł się w rolę, że kiedy nagrywaliśmy scenę bójki do pierwszego odcinka, ja elegancko minąłem swoją pięść z jego twarzą, a on przywalił mi prosto w oko. Ponieważ to był początek zdjęć, więc mieliśmy potem trochę problemów. Było mi przykro. Nawet się zastanawiałem, czy jest jeszcze jakaś praca, gdzie niemal na dzień dobry można po prostu dostać w pysk i trzeba dalej pracować. Ale takie sytuacje na planach zdarzają się. Oczywiście z Adamem przybiliśmy piątkę, lubimy się nadal. To jest taki jedyny zawód, gdzie można przenieść się sto lat w przeszłość, dostać po twarzy i nie oddać, bo nie dość, że nie wypada, to wiadomo, że kolega wcale nie chciał nas uderzyć.

- A która ze scen była dla pana największym wyzwaniem?

- Na takie pytanie odpowiadam zawsze nieco po cwaniacku (śmiech), że każda ze scen była dla mnie wielkim wyzwaniem. Niemniej ciężko mi sobie w tym momencie przypomnieć konkretną sceną, z którą miałem jakiś wielki problem. Jeśli zaś chodzi o warunki na planie to w porównaniu z realizacjami filmów „Miasto ‘44” i „Karbala”, tutaj był relaks. Mieliśmy wszystko, co było nam potrzebne do zrobienia filmu. Najbardziej czasochłonne były jednak sceny na deskach, te teatralne, w których trzeba było zatańczyć, zaśpiewać. Ponieważ trzeba było powtarzać kilkakrotnie każdy układ. A każdy dubel wychodził już inaczej. Była taka scena, którą zobaczycie państwo w czwartym odcinku. Przebrany za kobietę występuję w jakimś podłym barze. Umalowany, w peruce. I to była dosyć trudna scena. Nie dość, że byłem przebrany za kobietę, czego zazwyczaj nie robię, to jeszcze musiałem zaśpiewać, zatańczyć i rozebrać się. Powtarzaliśmy to chyba ze dwadzieścia razy. I za dwudziestym razem to już nie było śmieszne nawet dla tych, którzy odgrywali widownię.   

 pijanowska_bodo_serial

Anna Pijanowska (Ada, przyjaciółka Bodo)

- Po raz pierwszy zobaczyła pani ten odcinek i jak wrażenia?

- To jest niesamowite. Widzieli państwo na samym początku na materiale „Making off”, jak ulica Moniuszki w Łodzi zamienia się w jedną z ulic warszawskich sprzed stu lat. Takie samo wrażenie odnosiliśmy, gdy graliśmy. Kiedy przyjeżdżaliśmy na plan i szliśmy się charakteryzować. Kiedy już stawaliśmy przed kamerą odnosiliśmy wrażenie, że wchodzimy w inny świat. Jeszcze to wszystko tak pięknie zgrane w tym obrazie. Dla mnie to coś niezwykle pozytywnego. Bardzo mi się podoba.

- Gra pani Adę.  Jak wyglądał angaż do serialu?

- Tak się złożyło, że aktorka która została wybrana do tej roli, musiała z niej zrezygnować. Następna Ada pojawiła się więc w ciągu dwóch kolejnych dni. (…)

- A jak wyglądały przygotowania do roli?

- Ada jest postacią nieśpiewającą i nietańczącą. Tych przygotowań ruchowych i wokalnych tutaj więc nie było. Nawet gdyby miały być, to zwyczajnie nie miałabym na nie czasu. To jest postać fikcyjna. Koleżanka z podwórka Bodzia, a potem już Bodo. Mogła więc  powstawać na planie. W kontakcie najpierw z Antkiem, a potem z Tomkiem, którzy są fantastycznymi partnerami do grania. Po prostu mogliśmy się trochę poznać i tę relację zbudować podczas trwania zdjęć.

 kordek_bodo

Dariusz Kordek (Michał Orda)

- Jak pierwsze reakcje po projekcji?

- Widziałem ten odcinek po raz pierwszy. Zetknąłem się z tą jakością i muszę przyznać, że rzeczywiście robi on wrażenie.

- Jak wyglądała pańska droga do serialu?

- To jest rola fikcyjna. Jest ona jednak jak sądzę, stworzona z kilku autentycznych postaci aktorskich tamtej epoki. Reżyser Michał Kwieciński prawdopodobnie zainspirował się kilkoma osobami przedwojennych aktorów, ludzi grających w teatrze, kabarecie. I także występujących  w filmach z tamtego okresu. Michał Orda jest fikcyjną postacią i trochę, mam nadzieję, reżysera zainspirowała też moja osoba. Jakieś dwa czy trzy lata temu Michał przyszedł na spektakl „Deszczowa piosenka” do Teatru Roma, gdzie dużo śpiewaliśmy i tańczyliśmy, stepowaliśmy walcząc ze swoją niewydolnością fizyczną. Po spektaklu przyszedł do mnie do garderoby i powiedział „Super, super! Musimy coś razem zrobić”. Potem o tej rozmowie zapomniałem. Po około trzech latach zadzwonił telefon, że jest produkcja „Bodo” i że mogę zagrać rolę właśnie w tym emploi i tej konwencji, która zresztą bardzo mi odpowiada. Konwencja taneczno-wokalna. Mogłem zaśpiewać dwie piękne piosenki – jedną oryginalną „Viens”, a drugą skomponowaną specjalnie dla serialu przez Piotra Komorowskiego ze słowami Jacka Cygana. Postać Ordy jest mi bliska z racji tego, że na co dzień pracuję w teatrze muzycznym. Gram w musicalach od dwudziestu kilku lat i czuję taką nadnaturalną, można by nawet rzec transcedentalną więź z tą postacią.

- W serialu jest tyle tańca, muzyki i śpiewu. Zdjęcia poprzedziły długie treningi na sali baletowej. Jak wyglądały te przygotowania do roli?

- Na pewno trzeba tu powiedzieć o choreografach. Agnieszka Brańska, która robiła choreografie stepujące i była głównym „policjantem” dla wszystkich tych, którzy musieli stepować i zetknąć się z tańcem na nowo. Step dance to bardzo trudny taniec i trzeba się go uczyć latami, by go wykonywać świetnie. Ja wciąż się uczę. Rzeczywiście bardzo ostro ćwiczyliśmy. I pamiętam z relacji Agnieszki, gdy podpytywałem a jak tam Antek? A jak tam Mariusz? Zwłaszcza, że wiedziałem, że Mariusz Bonaszewski nie lubi tańczyć. Agnieszka mówiła jest coraz lepiej. Antek już śpiewa i tańczy. A Tomek już jest coraz lepszy. I ona mi tak relacjonowała. Więc nie ma w serialu dublerów.  Oczywiście montaż, dźwięk, to wszystko w tej sytuacji bardzo pomaga aktorowi. Niemniej było dużo treningu, dużo potu i przygotowywaliśmy się ostro. A efekt zobaczycie państwo na ekranie.

 

 

rozm. WA /Media Production JB, foto: Adam Staśkiewicz

* media zainteresowane wywiadem i zdjęciami zapraszamy do kontaktu mediaproduction.jb@gmail.com